Właścicielka studia stylizacji paznokci ‘Paznokciarnia’ w Tegelen, to przedsiębiorcza kobieta, która nie boi się nowych wyzwań – sama skontaktowała się z naszą redakcją, by poinformować o swoim sukcesie. A ponieważ bardzo lubimy ludzi wychodzących z własną inicjatywą, dzisiaj opowiemy Wam, kim jest.
Dagmara
Żona, matka dwóch chłopców i kobieta sukcesu – tak w skrócie można by ją opisać. Dagmara to doceniana przez klientki właścicielka studia stylizacji paznokci, która zawód i zamiłowanie potrafiła przekuć w sukces.
Dagmara urodziła i wychowała się w Warszawie. Chociaż dziś mówi, że zostawiła tam swoje serce, życie sprawiło, że musiała podjąć trudną decyzję o przeprowadzce.
Emigracja
Jej mąż pracował w wojsku polskim. Kilka razy wyjeżdżał na misje. Kiedy dowiedzieli się, że Dagmara jest w ciąży, dostał kolejne wezwanie, tym razem do Afganistanu. I choć serce żołnierza ciągnęło w nieznane, podjął ryzyko i zrezygnował z ukochanej pracy. Dla dobra rodziny.
Postanowili zacząć od nowa. Najpierw opuścili Warszawę i kupili mieszkanie w województwie podlaskim. Mąż, któremu trudno było zaakceptować decyzję o porzuceniu wojska, zaczął myśleć o powrocie do armii lub policji. Ostatecznie jednak postanowił szukać szczęścia w innym kraju. Na początku była to Wielka Brytania, potem Belgia i w końcu Holandia.
Dagmara nie wspomina tego okresu najlepiej: – To było straszne, takie życie na odległość. Mąż przyjeżdżał do domu trzy, cztery razy w roku. Kiedy wyjechał starszy syn nie miał jeszcze roku. Dziecko widywało tatę praktycznie tylko przez Skype’a. Kiedy mąż wracał do domu, syn nie odstępował go na krok.
Dlatego, kiedy urodził się młodszy syn, podjęła decyzję, że dłużej tak być nie może. Rodzina musi być razem, dzieci muszą mieć możliwość dorastania u boku ojca. I postawiła sprawę na ostrzu noża: albo Polska, albo Holandia.
Holandia
Udało się. Kiedy młodszy z synów skończył pół roku, mąż sprowadził rodzinę do Holandii. Był rok 2012.
Od samego początku rodzina mieszkała w Limburgii. Czym prowincja jest dla Dagmary? – Chociaż w Polsce zostawiliśmy rodzinę i przyjaciół, to właśnie Limburgia stała się dla mnie drugim domem – mówi. Dlatego nie planuje powrotu do Polski. Przynajmniej w tej chwili.
Jednak po przyjeździe do Holandii długo nie mogła się odnaleźć. Obcy ludzie, obce miejsce i obco brzmiący język, który kojarzył jej się z „gulgotaniem indyka”, nie nastrajały do pozytywnego działania w sferze zawodowej. W dodatku małe dzieci wystawione na adaptację w nowym miejscu, wymagały uwagi. Dlatego Dagmara postanowiła najpierw skupić się na ich wychowaniu.
Sukces
Kiedy pytam ją, co oznacza dla niej sukces, odpowiada, ze to mieszanka zaangażowania, oddania, poświęcenia i odrobiny szczęścia. Jest przekonana, że udało jej się go osiągnąć. – Mam cudowną rodzinę, wymarzoną pracę, w której się realizuję i która daje mi dużo pozytywnej energii. No i kota oraz psa! – uśmiecha się szczerze.
Częściowo swój sukces przypisuje także Holandii. Uważa, że prowadzenie firmy jest tu mniej ryzykowne, niż w Polsce i bardziej rentowne: – Znając polskie realia, nie było by mnie stać na wyposażenie i utrzymanie gabinetu – mówi.
Szybko jednak dodaje, że swój sukces zawdzięcza przede wszystkim ciężkiej pracy i towarzyszącym jej wyrzeczeniom. To nie tylko stres i nieprzespane noce, ale też problemy ze zdrowiem, wywołane 12-sto godzinną pracą.
Jako dziecko marzyła, żeby zostać weterynarzem. Czar mydlanej bańki prysł, kiedy uświadomiła sobie, że ten zawód to nie tylko radość pomagania zwierzętom. Prędzej, czy później nadszedłby moment, kiedy musiałaby podjąć się wykonania eutanazji i odesłać czyjeś ukochane zwierzę za przysłowiowy „tęczowy most”. A to zupełnie jej nie pasowało.
Długo szukała zajęcia, które zupełnie by ją pochłonęło. W końcu zaczęła się zastanawiać, czego może pragnąć zarówno ona, jak i inne kobiety? I choć na to pytanie nie ma tylko jednej odpowiedzi, to przypomniało jej ono o miłości odkrytej jeszcze w czasach liceum: kolorowych paznokciach!
Wspominając swój pierwszy zestaw do robienia akrylowych paznokci, zapisała się do studium policealnego. W 2003 roku ukończyła je z tytułem technika usług kosmetycznych i rozpoczęła pracę w jednym z warszawskich salonów kosmetycznych.
Już w Holandii, mimo że nie od razu podjęła pracę w zawodzie, czarowała cuda na paznokciach koleżanek. – Żeby nie wyjść z wprawy i „ćwiczyć rękę” – podkreśla. Już wtedy rodził się w niej duch biznesu. Odwiedzała koleżanki i – jak sama mówi, pracowała na zasadzie wymiany: – One kupowały produkty, a ja korzystając z nich, robiłam im paznokcie.
Firma
Decyzja o założeniu firmy przyszła na przełomie sierpnia i września 2016 roku. Trochę za sprawą koleżanki, która uświadomiła Dagmarze, że może tu pracować w swoim zawodzie, a trochę za sprawą męża, który gorąco ją do tego namawiał.
Firma stała się faktem, a przedsiębiorcza Dagmara nie zamierzała osiąść na laurach. Zaryzykowała i zainwestowała w rzeczy potrzebne na rozpoczęcie działalności salonu. Zadbała też o reklamę. Znowu przydały się koleżanki, tym razem w roli modelek. Dagmara chciała wystawić ogłoszenie, a nic tak nie przekona kobiety do zainwestowania w nowe paznokcie, jak piękne zdjęcia, prezentujące pracę wykonaną przez właścicielkę „Paznokciarni”.
Odzew przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Startowała z małym, domowym gabinetem, do którego powstania przysposobiła osobne pomieszczenie. Każdego zarobionego centa odkładała i inwestowała w nowy sprzęt lub nowe kolory lakierów hybrydowych.
Po sześciu miesiącach mogła już wynająć lokal. Jest z tego bardzo dumna: – Uważam to za naprawdę duże osiągnięcie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że udało się to zrobić w tak krótkim czasie. A przy tym nie miałam ani biznes planu, ani żadnych rynkowych prognoz. Nie wiedziałam nawet, jakie są ceny u konkurencji! Powiedziałam sobie: uda się, albo nie. Do odważnych świat należy!
Udało się tak bardzo, że obecnie Dagmara jest na etapie zmiany lokalu, w którym mieści się obecne studio stylizacji paznokci. I to na dużo większy! Do nowego miejsca planuje zaprosić klientki w czerwcu. Chciałaby postawić tam także stanowiska fryzjerskie i solarium.
Przyszłość
– Za dziesięć lat chciałabym wejść do mojego wymarzonego salonu. Chciałabym, by ktoś z pracowników zrobił mi pyszną kawę i zajął się moimi paznokciami – śmieje się. Dzisiaj zupełnie nie ma na to czasu. Również i w jej przypadku sprawdza się stare przysłowie, mówiące o tym, że „szewc bez butów chodzi”.
Zresztą, pomysłów na siebie także jej nie brakuje! – Chcę cały czas się rozwijać i szkolić, by móc udoskonalać swoją pracę. Ponieważ mam uprawnienia instruktorskie, myślę o stworzeniu profesjonalnego studia stylizacji paznokci, gdzie będę mogła również prowadzić szkolenia i warsztaty. Chcę także wziąć udział w mistrzostwach stylizacji paznokci.
Ale to, oczywiście, nie koniec jej planów. Dagmara chciałaby także zostać w przyszłości instruktorem, dystrybutorem i salonem firmowym znanej marki, na której obecnie pracuje.
Polacy na emigracji
Dla ludzi, którzy jeszcze szukają swojej zawodowej drogi na emigracji nie ma złotej rady. – O sukces trzeba walczyć i nie bać się ryzykować, żeby móc go realizować. W ogóle emigracja to ciężka sprawa. Wielu znajomym z Polski wydaje się, że skoro już ktoś mieszka za granicą, to automatycznie zarabia kokosy, jeździ mercedesem i spija miód. Takie podejście Dagmara uważa za bardzo powierzchowne. – Nikt nie zastanawia się, jak to właściwie jest na emigracji. Nikt nie zapyta na przykład, jak bardzo nam ciężko bez rodziny.
Mimo wszystko, nie żałuje decyzji o wyjeździe. Uważa, że było warto i każdemu poleca spróbować takiej przygody. Aby na własnej skórze przekonał się, jak to jest.